
Agadir. 2021.07.10
Dzisiaj, świat za oknem przybrał żółtą poświatę. Przyprószony saharyjskim pyłem Atlas Wysoki wygląda, jakby z surrealistycznego filmu dawnych lat . Ta żółta poświata, usypia. Czarne stopy kulawego psa , wędrują tam i z powrotem po spękanej ziemi tego koloru co świat dzisiaj i burzą tą senną aurę.
A on zawsze idzie po tej samej stronie ulicy . Obojętnie jakiego koloru byłby świat .
Mężczyzna o 4 zębach .
Ma kij w ręku, torbę przerzuconą przez ramę . Wszystko na nim jest za duże . Za duże, powiązane sznurkiem klapki , spodnie gdzie krok kończy mu się prawie u kolan ,marynarka która by pomieściła jeszcze raz takiego jak on i koszula bez dwóch środkowych guzików, które odpadły na wysokości brzucha .
Zawsze o mnie dba , czeka aż zniknę w rowie melioracyjnym i odchodzi wtedy w swoją stronę, kiedy minę ulepione budy wąchaczy kleju „spijaczy” denaturatu i szaleńców, którym za sypialnie służą krzaki. Zawsze macha mi tą ręka z kijem w powitalnym geście .
Kiedy w końcu nasze drogi zeszły się ze sobą, to okazało się że jego głowa sięga mi do ramion i musiałam się pochylić, kiedy mówił, ze to nie spacer, że to droga do pracy, którą pokonuje od lat codziennie .
Bo ja jestem strażnikiem , pilnuje nocą domu – prostuje się z duma . Jestem strażnikiem okolicy .
I uśmiechał się na odchodne pokazując mi 4 swoje zęby