Zielony wąż doliny Draa

czyli zapiski ze starego, transsaharyjskiego szlaku karawan część I. Listopad 2021 A.D.

Jesteśmy w dolinie rzeki Draa. W jej korycie wyrósł gaj palmowy i wije się jak wąż – oplótł gliniane wioski i zamki dawnych możnowładców. Znad tych zielonych pióropuszy wystają tylko końcówki rudych wieżyczek. Zielony wąż szumi i szeleści zaklinany przez wiatr a czasami przez śpiewy muezinów. Wystawia wówczas te rozczochrane palmie kudły i czeka na deszcz, który zmyje z nich cały kurz przyniesiony przez drepczących na pola osiołków, mułów i wiecznie biegające dzieci.

Na deszcz czekają też ludzie. Kobiety – odziane w czarne długie chusty, czarne wielowarstwowe bufiaste spódnice , czarnymi oczami zerkają tęskno na niebo. Nie, łzy to za mało aby skropić suche pola. Mężczyźni wędrują stadnie wydeptaną trasą: dom – meczet – kawiarnia w poszukiwaniu ostatniego proroka, który przepowiedział im, że modlitwy wszystkich będą wysłuchane. Ale kiedy ? Pytają jeden przez drugiego . A pytanie to głucho uderza o szklanki wypitych herbat, które to skutecznie odmierzają czas: rano, południe, popołudnie, wieczór. I nic się nie zmienia. Czasami tylko wiatr mocno zawieje i przyprószy piaskiem oczy – również suche.

W labiryntach zamków czyli kazb i wiosek tańczy słońce. O każdej porze dnia ma inna sukienkę: rankiem z jasnego złota, w południe prawie białą a wieczorem we wszystkich odcieniach czerwieni .

Obserwują ten taniec domy fortece. Malowane słońcem – stoją nieugięte. Nie chcą wpuścić ani promyka do środka.

Ja zaś lubię się bawić ze słońcem w chowanego. Gdy mnie złapie przez dziurę w murze – oślepia . Goni mój cień. Czasem, gdy mam dość przysiadam w mroku na progu jakiegoś domu i czekam aż zniknie na dobre. Aż niebo zaleje się czernią. Wchodzę wówczas na dach starej kazby aby złapać gwiazdy. A w dolinie czarny o tej porze dnia wąż wij się i stroszy czubki palm – jak jeż. Syczy jak kobra i kąsa. Noc nie koi pragnień.

Dodaj komentarz