…czyli wyprawa made by MARTINITOURS – indywidualny program
ilość uczestników: 2 osoby o rozśpiewanych duszach
plus – Martina Martinitours – wykonawca i organizator wyprawy, oprowadzała po kolorowych bezdrożach Maroka
plus – Abdul – mistrz kierownicy, łowca zwierząt i miłośnik piasku 🙂
Toyota Prado – nasza najzwinniejsza gazela !
czas: LUTY 2014 , 5 noclegów 6 dni plus odpoczynek w Marrakeszu
ps. zainteresowanych programem, ceną proszę o napisanie maila: martyna@martinitours.pl
Dla kogo?
przygodę. Dla tych którzy czują zew natury i dają się jej
porwać.
Przez dwa dni ( prawie) towarzyszył nam granatu oceanu, błękitu nieba i biało niebieskie miasteczka nad Atlantykiem. Otaczała nas energia wody i ta niesamowita, tajemnicza aura koloru niebieskiego.
Kolory otulają kobiety. Wędrują dumne w tych swoich pstrokatych
„haik” w te i we wte po ulicach miasta Tata i pięknie wtapiają się w tło różowych ścian domów. Mężczyźni zasłonięci
kapturem swoich „dżelab” lub owinięci turbanem patrzą na tą paradę barw – tak
jak i my – popijając herbatę z piołunem w jednej z wielu
ulicznych herbaciarni.
metaliczna poświata hamady.
Gościliśmy się na dachu, słuchając odgłosów życia w wiosce i nawoływania muezina na modlitwę o zachodzie słońca. Nie ma nic przyjemniejszego, kiedy można po podróży, usiać na dachu i kontemplować ze szklanką herbaty w ręku.
A wieczorem zasiedliśmy do wieczerzy, w romantycznie udekorowanym salonie, na puchatych, tkanych przez kobiety kobiercach, przy niskich stoliczkach z poduchami do podparcia pleców,
Smakowaliśmy tradycyjnych potraw jak: mięso z warzywami z przydomowego ogródka, duszone w glinianym garnku „tajine”.
Oraz zagłębiliśmy nasze łyżki ( a niektórzy ręce, bo tak się spożywa tą potrawę iż lepi się kuleczki) w wielkiej misce pełnej kaszy tradycyjnie podanej z 7 warzywami i kurą, czyli kuskus.
Wiatr wpadał przez uchylone okiennice a my siedząc na tych dywanach z pełnymi brzuchami, mruczeliśmy ze szczęścia, jak ten kot snujący się pomiędzy nami – pewno duch paszy z plemienia Ait Arbi
KOLOR ZIELONY
W dolinach gór Atlasu Wysokiego powoli zaczęła krzątać się Pani Wiosna, soczystsza zieleń kontrastowała z czerwonym i rudymi górami. Biel śniegu na szczytach odbijała się w silnym słońcu ( było 22 C!!! ). Zaś biel drzew migdałowych , które obsypały się bujnie kwiatami, radowała nasze oczy i duszę.
Jadąc transsaharyjskim szlakiem karawan, dotarliśmy do miejsca, które w latach swej świetności XVIII – XX wiek opływało w dostatku. Zarządcy Gór Atlasu bogacili się na przymusowych datkach pobieranych od handlarzy m.in złotem ( i nie tylko od nich). Kiedy cała reszta „braci” mieszkała w pustych kazbach, ci okrywali się jedwabiami ….
POMIĘDZY KOLORAMI
Chodźmy na targ – zaproponowałam – poznajmy zwyczaje kupców i przyjrzyjmy się z bliska tym, którzy teraz zamieszkują te rejony Gór.
Tradycyjne targi mają swój specyficzny wewnętrzny układ. Nic tu nie jest byle jak i na hop siup zorganizowane, ten cały chaos jaki widać, to takie pozory. Każdy wie, w która stronę się udać aby kupić wełnę owczą, buty, czy pomarańcze.
Rzeźnik zawsze otwiera ten barwny „kram”. Z całym towarem usytuowany jest na skraju targu, na uboczu, gdyż jest taka wiara wśród ludu, iż krew która wsiąka w ziemię przy zabijaniu zwierząt, może przywołać złe duchy… dżinny …..
KOLOR CZERWONY – MARRAKESZ
Nasza podróż dobiegła końca, oj! Nie , nie tak z godziny na godzinę… ale zjeżdżając wolno z Gór Atlasu Wysokiego, chłonąc kolorowy świat autochtonów dotarliśmy – jak niegdyś karawany z Sahary – do Czerwonego Miasta – do Marrakeszu !
Odurzył nas gwar i tłumy ludzi i motorków przeciskających się przez wąskie ulice starego miasta „medyny”. Zresztą jak zwykłe – kiedy wraca się z ciszy .. z Gór i Pustyni. Dźwięki i zapachy – ich intensywność, sprawiła iż zakręciło nam się w głowie … usiedliśmy więc na ostatnią herbatkę pożegnalną (słodką jak miłość) w naszym riadzie ( hotelu z patio wewnątrz ) pod drzewkiem pomarańczowym … i…
Do zobaczenia podczas następnej wyprawy!
Martinitours & Company
www.martinitours.com