Smaki Maroka – warsztaty kulinarne

Harisa! Harria! Tagine! I wiele innych okrzyków zachwytu nad smakami Maroka, towarzyszyło nam podczas 10 dniowej wyprawy kulinarnej po tym kraju. Celem, było poznanie Maroka wszystkimi zmysłami. Nasze kubki smakowe „piały” z radości, kiedy serwowałyśmy im codziennie inne dania. Dowiedziałyśmy się jak bogata jest marokańska kuchnia. Ale nie tylko, gdyż podczas warsztatów kulinarnych, docierałyśmy do różnych miejsc, zwiedzałyśmy, poznawałyśmy tubylców, wypowiadałyśmy marzenia, a przede wszystkim świetnie się bawiłyśmy! 

„Szkoła gotowania ” Martinitours odbyła się w kwietniu 2011, poniżej parę obrazów / niestety bez zapachów/ w celu reminiscencji z podróży.

Fez! Pierwsza stolica Maroka i najstarsze miasto znane z arabskiej medyny / starówki/ złożonej z ponad 9 tyś. uliczek. Czas w tym labiryncie zatrzymał się w średniowieczu, udajmy się zobaczyć czy tak jest. 🙂  Będziemy w tej medynie mieszkać dwa dni i poznawać wszystkie smaki kuchni Fezkiej – arystokratycznej kuchni – gdyż  dania w Fezie są najbardziej wykwitnie przyrządzane .

Pierwszy kontakt w Fezie z tutejsza kulturą to spotkanie z mułami – przed murami miasta – będą nieść na grzbiecie nasz bagaż do Riadu / hotel/.  Muły w medynie tak pracują, są takim samochodem dostawczym, gdyż ten z koleji nie zmieści się  w żadnej uliczce.

Tak! To prawda 🙂 fezyjczycy hodują gołębie, można je kupić w wielu miejscach w medynie. Robią z nich nie rosół ale niejaką  „pastije”… o której, będzie w naszych dalszych odsłonach kulinarnych

a tymczasem… naszą podróż po Fezie zaczynamy od solidnego śniadania w riadze, w którym śpimy. Riad to tradycyjny dom z patio wewnątrz i tarasem na dachu, ozdobiony ręcznie wykonaną mozaika i innymi elementami, które pokazują nam sztukę fezką .

Naszą przygodę kulinarną w Fezie zacznijmy od spaceru po „souk ” targu . A tam, w stosach poukładane same smakołyki, wybieramy , oglądamy i podpatrujemy jak mieszkańcy robią zakupy 🙂

Na straganach kolory i zapachy otaczają nas w nadmiarze, iż kręci się w głowie, no może w tej wielbłądziej już nie, gdyż takie tez można znaleźć u rzeźników. To znak. iż tu można kupić mięso wielbłądzie, które od dawna było i jest w Maroku rarytasem i tylko na specjalne zamówienie można skosztować „tagine” z wielbłąda. 

Tajemnica smaku kuchni marokańskiej tkwi w ziołach… można je kupić prawie wszędzie… suszone bądź świeże. Mięta, szałwia, rozmaryn, rumianek, tymianek…..

A tu, obiecana wcześniej „pastija”. Tort z ciasta cienkiego jak pergamin, które smaży się na wielkich patelniach. Przekłada się te cienkie płaty mięsem gołębim, duszonym w orientalnych przyprawach / tajemnica kucharza 🙂 / rodzynkach, przekłada tak, aby było mnóstwo warstw . Zapieka, a na koniec posypuje prażonymi migdałami.

Fez słynie z obfitości warzyw, owoców i przypraw dodawanych do potraw. Aby znaleźć źródło tego bogactwa należny ściągnąć  do historii.  Przez Fez przewinęło się wiele nacji.  Na Berberów w VIII w .n.e najechali Arabowie, którzy dodali nowe smaki do tutejszej kuchni takie jak: suszone owoce, orzechy, korzenne przyprawy. Byli jeszcze Żydzi ( do dzisiaj można zjeść ich znakomite koszerne dania w Maroku) , moryskowie z Hiszpanii którzy przywieźli ze sobą np. zwyczaj dodawania oliwy i oliwek do potraw. A Francuzi ? Na każdym roku znajdziemy bagietkę, a w domach popularnym deserem są naleśniki , wypieki z kruchego ciasta i oczywiście wino ( wprawdzie to rzymianie nauczyli Berberów je tłoczyć i przywieźli winne grono , ale zasługi przypisuje się kolonizatorom… ).  Jak widzicie, lista jest długa i nie zamknięta, dlatego  wspomniałam, iż fezka kuchnia to kuchnia wykwintna, arystokratyczna. Chyba najlepszym daniem, które pokażę nam ta mieszankę smaków, jest jagnięcina z suszonymi śliwkami, orientalnymi przyprawami i prażonymi migdałami, którą raczyłyśmy się podczas naszych warsztatów kulinarnych.

                                                                                         zdjęcie Marty W.

Wyruszamy, wzbogacone o nowe zapachy i smaki,  z Fezu w dalsza drogę, kierunek Sahara! Przeprawiamy się przez góry Atlasu Średniego, po drodze spotykamy niektórych mieszkańców tych gór jak małpy makaki, wąskonose, złodziejki jedzenia! 🙂

oraz liczymy barany 🙂

Gdzie zjeść najlepiej obiad będąc w trasie? U rzeźnika! Świeże rarytasy jak koźlina, jagnięcina wiszą i kuszą 🙂

Proszę „kefta” razy 10!

Pustynia … zmniejsza się natężenie barw i zapachów wokół a zwiększa się potrzeba eksploatacji barw w nas… przeistaczamy się kobiety – motyle … wypoczywamy, otaczamy się ciszą, słuchając śpiewu piasku unoszonego przez wiatr. Przed nami kolejne dwa dni i dwie noce tym razem wśród morza wydm i niebieskich mężczyzn 🙂

 Jak nie gotujemy to fotografujemy! Tu, na marokańskiej Saharze  możemy podejrzeć jak mieszkali władcy rejonu, kaid lub pasza, a były to nie lada rezydencje, całe z gliny, zdobione stiukami i mozaikami. 
Zabawa w kolory trwa, tym razem na „souku” materiałów owijanie w bawełnę!  
I jeszcze haik! 
i sandały nomadzkie 
A teraz tak wystrojone możemy iść na kawę, myślę iż Al Capone mógłby do nas dołączyć 😉 
 hmmm… nic dodać nić ując
Aby nie wyjść z wprawy urządzamy pieczenie pizzy berberyjskiej na pustyni:)  kobiety wyrabiają ciasto, każdy głowi się co będzie w środku a mężczyźni rozpalają ognisko, oj dzieje się! Mamy tez spory zespół fotoreporterów 🙂
zdjęcie Marty.W.
         
Placki już „nadziane”
chrupiąca skórka, dobrze wypieczona 🙂
                                                                                          zdjęcie Marty.W.
 Otaczają, otulają nas wydmy Chebii… chcemy się w nie zanurzyć głębiej, wyruszamy wiec karawana aby zostać w oazie na noc. Tylko my, piach i kołderka z gwiazd. 
Na pustyni żyją ryby dwudyszne, które czasami , w ekstremalnych sytuacjach są zjadane przez tubylców, my nie ryzykujemy,robimy sesję zdjęciowa i puszczamy rybę wolno w odmęty piachu… 
 
Zbliża się noc pod gwiazdami… słonko układa się do snu…
Z pustyni ruszamy w stronę oaz … po drodze pałaszując omlet berberyjski ( najlepszy w N’Kob) , przekraczamy słoną rzekę w Ait Ben Haddou
Przeprawiamy się przez Atlas Wysoki aby dostać się do malinowego miasta, do Marrakeszu,  tam gdzie najsłynniejsi zaklinacze wężów, gdzie zapach miesza się z dźwiękiem, gdzie dźwięk uzupełnia kolor gdzie … no właśnie… ten kto nie był nie wie 🙂 
ps. z Marrakeszu warto wyjechać  stąd  w czapeczce na głowie 🙂 
Nasza wyprawa kulinarna powoli dobiega końca, ostanie dwa dni spędzamy nad oceanem, biesiadujemy, plażujemy i odkrywamy jak smakują owoce morza, grillowane ryby kupione prosto od rybaków . Urządzamy piknik na plaży! 
morza szum….
Warsztaty kończą się w Casablance…. 
Walizki wypełnione „Smakami Maroka”, zapachy , kolory długo będą nam towarzyszyć. Wspomnienia z wyprawy można było zobaczyć na wystawach zorganizowanych przez Panią Ewę Blaut m.in w restauracji „Pod Czaplą”. 
ps. I pamiętaj nie spiesz się w podróży kulinarnej po Maroku, aby nie umknął Ci żaden zapach i smak.

„SMAKI MAROKA ” Z MARTINITOURS

Dodaj komentarz