…tam gdzie diabeł mówi dobranoc
Wyprawa dwudniowa z noclegiem pod namiotami w górach Anty Atlasu, niedaleko fortyfikacji wybudowanej dla legii cudzoziemskiej. Miejsce tajemnicze, ukryte w górach porośniętych tylko kaktusami. Jedyne ślady życie jakie tam widać, to pola opuncji sadzonej ręką człowieka ( ale człowieka nie ma ) i mysie nory w suchej ziemi.
Ok, czasami drogę przebiegnie lisek 🙂
Udział w wyprawie wzięli:
– Hanka – 11 letnia znawczyni i „smakoszka” kuchni całego świata.
– Ojciec Hanki – okrywa świat kuchni przed Hanką jak piękny album. Na wyprawie pełni rolę głównego fotografa
– Hakim – mistrz ceremonii m.in gotowania w nocy przy latarce 🙂
– Ja – Martinioturs
Zaczęło się tak:
„Pani Martyno, zależy mi na tym gotowania bo moja córcia i jest miłośniczką
sztuki kulinarnej i chętnie sama gotuje. Ten wyjazd do Maroka, to dla niej nagroda, a założenie nagrody było takie, że za dobre stopnie pojedziemy gdzieś, gdzie będzie egzotycznie a
przede wszystkim smacznie;) „
wszystkie propozycje wyglądają naprawdę fajnie i jestem przekonany, że z jakiejś skorzystamy . Proponuję jednak, tak jak Pani sugerowała, abyśmy spotkali się w piątek 29.01. i ustalili wszystko na miejscu. Hania pewnie będzie chciała Pani posłuchać i popytać o szczegóły imprez i potem wspólnie ustalimy gdzie i kiedy.”
Gdzie jedziecie? Zdają się pytać osły stojące na byłej trasie Paryż – Dakar.
Wyruszamy po przygodę! – piaszczystą drogą, wzdłuż falującego Atlantyku, zmierzamy na małą przerwę i naukę parzenia herbaty po marokańsku.
A gdzie? Do jaskiń rybaków wydrążonych w wysokim klifie!
W zależności o regionu Maroka i pory roku, taka herbata – dzisiaj serwujemy taką na rozgrzewkę :)!
Spieniona, słodka i mocna ! Rytuał parzenia herbaty trwa tyle, na ile pozwolą goście…
– Baraka! – mówię – Wystarczy – jedziemy dalej, oglądać co rybacy wyciągają z otchłani Oceanu.
W tym rejonie, łowią głównie tradycyjnie, wypływając na Atlantyk małymi łódkami…
Kiedy słońce przekracza Zenit, człowiekowi zazwyczaj burczy w brzuchu. Ale alby zjeść obiad, najpierw trzeba go „upolować”. Idziemy więc z nadzieją że się uda, na tradycyjny targ ( souk) .
Dzisiaj bedą rybki ( Bo jak Atlantyk, to korzystajmy 🙂 )
Szef kuchni surowym okiem mierzy rybę 🙂
Jeszcze oliwki w różnej postaci …
i przyprawy …
Mamy wszystko. Jedźmy na plażę!
W oczekiwaniu …
i efekt finalny 🙂
***
Droga zwęża się coraz bardziej i jej wąski pasek prowadzi nas w górzysty i półpustynny marokański świat. Surowe warunki adaptacyjne, brak prądu, brak słodkiej wody …życie dla wytrwałych ) .
O! zobaczcie świstaki! – bo na trasie spotkamy ich więcej niż ludzi
Jak sięgnąć wzrokiem, nic tylko góry i kaktusy…Słońce chyli się ku zachodowi, jeszcze tylko przejdziemy przez rzekę …
I już widać stary fort, a za fortem nasze obozowisko 🙂
Pora na kolację 🙂
Szef Kuchni – Hakim – serwuje dzisiaj kozę z cebulą i orientalnym przyprawami duszoną w glinianym garnku „tajine”.
A gdy nadeszła noc, i niebo oblekło pierzynę pełną gwiazd, pijąc herbatkę, mocną jak nasze tymczasowe życie na pustyni, wypowiadaliśmy w myślach marzenia czekając, aż któraś z tych gwiazd spadnie …
****
Ranek przywitał nas bardzo rześki … jak to w górach.
Słońce trochę zaspane, wybierało kolorowe sukienki na naszych oczach, wstając długo zza pagórków Atlasu. Pora ruszać w drogę powrotną!
Do zbaczanie na szlaku!
Martinitours & Kompany 🙂